Wspomnienia Jasia

 

kliknąć w zdjęcie

 

  Kto bedzie czytał o tych starych i obecnie mało ważnych sprawach? Opisanych przez starca ze szwankujacą pamięcią?


  Nie przejmuję sie tym, rodzina z obu stron „wielkiej wody” prosiła o napisanie czegoś, więc staram sie zrobić co mogę. Żeby trochę ożywić moje ględzenie, podaję szereg krótkich historyjek.  





   


   W niedzielę moi rodzice jedzą śniadanie w łóżku. Moj ojciec zaczyna pracować o 5-tej rano ale to jest niedziela.
Ojciec: - "Byłoby pięknie, gdybyśmy mogli jeść w łóżku do końca życia...". Może podejrzewał, że dla nich wszystko się smętnie skończy.

   Nasi rodzice angażują nauczycieli, którzy nas przygotowują do gimnazjum. Mój trochę oddalony wuj, Teodor Bottner, jest matematykiem i dyrektorem gimnazjum w Turku. Moi rodzice proszą go, żeby mnie przepytał. Jego wyrok: - "Wasz Jaś może być dobrym uczniem ale matematyka jest nie dla niego". On mógł wtedy mieć rację ale kilka lat później, w liceum matematyczno-fizycznym pod wpływem prof. Tarasina, matematyka była moim ulubionym przedmiotem.
W 1940 r. wuj Teodor jest aresztowny i po kilku tygodniach ciotka otrzymuje list z Dachau, że „niestety zmarł na zapalenie płuc”.

   Pani Celina uczy mnie gry na pianinie. Mała pomyłka zasługuje na słabe uderzenie linijką po palcach, większa na silniejsze. Nigdy nie byłem muzykalny a pani Celiny metoda nie wpłynęła dodatnio na miłość do muzyki.

   Niemiec uczy nas niemieckiego języka. Jednego wieczoru tłumaczy nam, że jesteśmy Niemcami i nie powinniśmy się tego wstydzić. Powtórzyłem to rodzicom i Herr Mantz nas z punktu opuścił. Ojciec bierze naszą polskość bardzo poważnie i powtarza, że nasz dziadek brał udział w powstaniu 1863 r.

   Inny młody nauczyciel opisuje zasady socjalizmu i widzę jego punkt widzenia: „Ja pracuję tak ciężko jak wasz ojciec. Dlaczego muszę pozostać biednym a wy żyjecie w obfitości, niezależnie od tego czy uczciwie pracujecie?”
Nie zapominajmy, że wyzysk robotników rolnych był wtedy na porządku dziennym. Od tego czasu pozostało mi poczucie sprawiedliwości socjalnej.

   Przemysłowiec z Łodzi jest Mai narzeczonym. Podglądamy ich jak spacerują po parku w Rososzycy. On oświadcza rodzicom, że wydaje 1/6 swych dochodów. Po ślubie będzie wydawał 1/3!
Maja zrywa zaręczyny i prosi ojca o napisanie listu. Ten list rozpoczyna sie od „La donna e mobile....” Energiczny młody lekarz jest na horyzoncie!

   Maja i Julek biorą ślub. Cztery siwe konie, które ciągnęły karetę Ireny i Stasia, teraz ciągną ich karetę. Ślub jest w Rososzycy a miodowy miesiąc w Biernatkach. Wynosimy się na ten czas z Biernatek.

   1933 r. - kryzys finansowy. Ojciec ma bardzo poważne długi ale stara się utrzymać swoje posiadłości w nadziei na lepsze czasy. Pożycza pieniądze od rodziny i od lichwiarzy. Zalega z wypłatami wobec pracowników, kłóci sie ze swoimi braćmi i rodziną matki. Martwi nas, że zrywamy stosunki z naszymi kuzynami. Na całe życie pozostaje mi lęk przed jakimikolwiek długami....

   W końcu idę do szkoly - Gimnazjum im. T. Kościuszki. Mieszkam u Julka i Mai w Kaliszu. Spędzam soboty i niedziele w Biernatkach a szkolne wakacje w Rososzycy z babką. Naturalnie rodzice często przyjeżdżają do Rososzycy.
Julek ma chyba więcej wpływu na mnie niż mój ojciec...

   Jestem bardzo nieśmiały, zapominalski, wstydzę się ojca posiadłości. Jak mnie bierze do szkoly rano w poniedziałki, wysiadam z dala od szkoły bo wstydzę się samochodu, na ktory rodziny kolegów nie mogą sobie pozwolić. A jednak kocham sie w maszynach, zacząłem kierować mając 11 lat. Hipokryzja?

   Julek Gruner jest lekarzem-pediatrą, pochodzi z okolic Słonima/Baranowicz. Znany sportowiec, weteran z wojny bolszewickiej (Virtuti Militari), energiczny, jest moim bohaterem.
Był akademickim mistrzem Europy w rzucie oszczepem, środkowym napastnikiem w polskiej drużynie hokeja, brał udział w skoku wzwyż itd.
Uczy mnie pływania wrzucając do głębokiej wody (!), strzelania do celu, jazdy na motocyklu itp.
Julek trenuje naszą szkolną drużynę hokeja. W Biernatkach ćwiczy się w strzelaniu krążkiem do deski, mierzy głębokość odcisku krążka w desce i stąd siłę strzału. Krążki musiały być twardsze w tych latach....
Opowiada, że rzucał oszczepem w majątku swojego ojca Mariampolu i ludzie mówili: - "Dziedzice zwariowali, rzucają dzidami...".

   Coroczne polowanie w Biernatkach. Minister sprawiedliwości bierze udział. Julek nie jest przyzwyczajony do rzezi setek bażantów, zajęcy, kuropatw w jednym dniu. Ojciec jest zly: - "Julka białoruskie zwyczaje rujnują nam polowanie".

   Jeśli sie zimą spóźnię do szkoły, przechodzę przez Prosnę po lodzie. Jeśli jeszcze jest za późno, muszę się chować w szatni w piwnicy, pomiędzy płaszczami. Jak ktoś wchodzi do szatni, trzeba się trzymać wieszaków i podnieść nogi, żeby nie były widoczne! Po modlitwie i śpiewaniu hymnu można przebiec do klasy.

   Bardzo mnie interesują samoloty. Zapisuję się do LOPP (Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej). W Kaliszu mamy jeden szybowiec typu Wrona. Miasto jest położone na płaszczyźnie ale są pagórki nad Prosną, gdzie trenujemy na „szubienicy” i króciutkie loty, Otrzymuję odznakę jednej „mewki” za 90-stopniowe skręty. Także nie zapomnę lotu jako pasażer w RWD 13-tce. W „RWD” "W" należy do konstruktora Wigory, który zginął razem ze Żwirkiem. Jeden z Linków był ożeniony z Wigorzanką.

   Mamy dwie lekcje religii tygodniowo. System jest naprawdę demokratyczny. Ksiądz, rabin, pop, pastor, wszyscy uczą 2 godz. religii tygodniowo.

   Z drugiej strony system polityczny nie jest całkiem demokratyczny. W 1925 r. marszalek Piłsudski, legendarny obrońca Polski przed bolszewikami, otacza sejm wojskiem. Przeklinając wypędza wszystkich posłów. Wynik nie był może najgorszy - Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem utrzymał się przy wladzy aż do 1939 r.

   Moja siostra Irena wychodzi za mąż za majora Stanisława Linke, lekarza wojskowego. Jego ojciec Juliusz jest prokuratorem w Toruniu, lubi opowiadać kawały ale Staś jest bardzo poważny i oburza się na ojca, głównie jeśli te dowcipy jego dotyczą.
Myślę, że ja pochodzę bardziej od Linków niż od Deutschmanów, bo moja matka i mój ojciec są ich potomkami. Także pochodzi od nich Irena - poprzez naszą matkę.

   Stasia brat Bronisław ma 10 lat, gdy maluje piekną, słoneczną akwarelę dworu biernackiego. W 1939 r. wraz ze swoją żoną z domu Zajdeman, przedostaje się do Rosji. Może pomaga im to, że oboje mają bardzo lewicowe poglądy. Po wojnie wracają do Warszawy. Bronisław staje się słynnym malarzem.

   Staś był kadetem-studentem medycyny w carskiej flocie. Opowiada nam o mordach oficerów w porcie Odessa. Jest zaaresztowany przez zbuntowanych marynarzy na statkach zakotwiczonych na Baltyku. Każą mu iść do innego statku, by pomóc choremu marynarzowi. Jak sie tam dostać? - Łatwo, możesz skakać z kry na krę. Naturalnie jego życie nie było wtedy wartościowe. Przeżywa mord oficerów, ukrywając się wśród trupów w okrętowym składzie węgla. Ucieka i bierze udział w wypieraniu Niemców z Pomorza.

   Julek walczył z Bolszewikami w 1920/21 r. W swojej etażerce ma dokumenty, między innymi Virtuti Militari za zniszczenie gniazda karabinu maszynowego, także fotografię rowu pełnego nagich ciał ludzi wymordowanych przez Bolszewików.
Czy to byla inspiracja dla Hitlera i Stalina?

   Staś i Irena nie mają dzieci. W 1939 r. Staś jest jako podpułkownik komendantem szpitala polowego. Julek Gruner, ojciec Ewy, jest pediatrą, prowadzi oddział pediatrii w kaliskim szpitalu.

   Jeżdżę konno ale moja kariera kończy sie nagle - klacz galopuje do stajni do młodego źrebaka. Uderzam głową w gałąź, spadam z konia ale noga tkwi w strzemieniu. Koń wlecze mnie aż do stajni. Matka trochę przesadza, że byłem bryłą błota i krwi, jak mnie do domu przywieziono.....

   Od tego czasu rezygnuję z konnej jazdy i zaczynam śnić o motocyklach. Julek uczy mnie jeździć na swoim pół-litrowym Motosacoche’u. Wysyła mnie na kilku-kilometrową przejażdżkę. Próbuję zawrócić ale silnik mi gaśnie. Jestem za lekki, żeby ruszyć kickstarterem. Julek przyjeżdża na rowerze i zabiera motocykl do domu.......

   Ojciec bierze mnie na polowanie. Zabijam jednego rogacza ale mnie to wcale nie bawi. Natomiast strzelanie do ptaków w locie bardziej mnie interesuje. Pamietam, że strzelaliśmy wróble z Dankiem w Rososzycy.....

   Wracając do naszych początków ojciec mówi,  że jego pradziadek opuścił Alzację przy końcu 18-tego wieku i jako kowal osiedlił się w Ostrowie Wlkp.
Inna wersja twierdzi, że mógł być żołnierzem napoleońskiej armii.
Długo przedtem polscy królowie sprowadzali Niemców do miast jako rzemieślników. Niektóre miasta były założone na podstawie magdeburskich praw. Wielu służyło w polskiej artylerii.
Z czasem rzemiosła przemieniły się na przemysły, i tak w Kaliszu prawie wszystkie przemysłowe zakłady były założone przez tych ludzi.
Fabryka fortepianów Fibigera była największa w Polsce. Fibigerówna była zamordowana przez Gestapo w lasku skarszewskim. Jej 90-letnią siostrę spotkaliśmy z Dankiem na uroczystościach 2000-lecia Kalisza. Liceum technologii fortepianów założone przez nich, jeszcze dziś istnieje.
Młyny parowe, garbarnie, zakłady produkujące plusz i inne produkty włókiennicze, rękawiczki, konserwy i ketchup, wszystkie tak się zaczęły.

   Także był pewien przypływ byłych Krzyżaków. Wyprawy krzyżowe się skończyły ale zakony nadal istniały i atakowaly swoich chrześciańskich sąsiadów.
Po bitwie pod Grunwaldem niektórzy poddali się pod opiekę królów polskich i się spolszczyli.
Julka przodek był Krzyżakiem i Julek miał jego herb.

   Bylo w Polsce wielu znanych ludzi niemieckiego, lub częściowo niemieckiego pochodzenia - Weissenhoff, E. Platter,Traugutt, Anders, Romel, Haller, Urquart. Ja służę pod Romelem pod Warszawą a pod Andersem we Włoszech.

   Nasz historyk opowiada o brutalnej okupacji niemieckiej przed wojną światową. Dobrodusznie mowi: - „Zauważyłem wasze spojrzenia w kierunku Deutschmana, pamiętajcie, że nie wszyscy Niemcy są źli.” Ja się czuję okropnie - on, a może wszyscy biorą mnie za Niemca. W domu patrzę w lustro - czy różnię się od innych uczniów?

   Rodzice wysyłają mnie na wycieczkę szkolną do Paryża, na Wystawę Światową. Pamiętam olbrzymie pawilony ZSRR i Niemiec, naprzeciwko siebie.
Okradają nas Marokańczycy, pierwszy raz spotykam się z kolonialnymi ludźmi. Z kolegami dyskutujemy nagie piersi tancerek, zaczynamy oceniać kobiecą piękność.
W powrotnej drodze do Polski zatrzymujemy się w domu Hitler Jugend. Nienawidzę ich pedantycznego zachowania ale podziwiamy budynek i organizację.

   Maurycy studiuje medycynę powolnie, przez 9 lat. Lubi robić kawały i przerażać ludzi. Posiada niesamowite poczucie humoru. Przynosi do domu ludzkie oko. Stawia słoik przed ciotką, która prawie mdleje. Kupuje dobrą wątróbkę - jak ją jemy, wspomina o wątrobie, którą przyniósł z autopsji i życzy nam apetytu...
Zawsze mu brak pieniedzy. Pamiętam - dwa razy udaje samobójstwo. Będąc u Ireny w Poznaniu, z pistoletu Stasia strzela do nogi od szafy. Przerażeni, wszyscy wpadają do pokoju - Moryc mówi spokojnie - niestety chybiłem. Drugi raz w naszym domu grozi tym samym. Szuka broni. Matka mu spokojnie mówi, gdzie jest dubeltówka. On twierdzi, że za długa. Matka mówi, że gdzieś jest pistolet. Moryc - "Mamusia jest potworem...".
Matka nie jest zadowolona jak przyjeżdża do niej z kwiatami - na pewno znowu oblał egzamin.

   Jego humor z pewnością pomógł mu przeżyć obozy koncentracyjne. Szansa na przeżycie pięciu lat była okolo 1%.
Jestem szczęśliwy, że dane mi bylo trafić do jego domu w 1939 r. Wspólne przeżycia z nim w Tomaszowie, nieudana ucieczka do Rumunii, kopanie okopów, nasz udział w akcji pod Garwolinem itp., to epizody, z których jestem dumny i jemu to zawdzięczam. Także cieszę się, że odwiedził nas na kilka tygodni w Kanadzie i razem objechaliśmy Quebec i Ontario.





Wspomnienia sprzed 1939 r 

   Tarcia pomiędzy Litwą i Polską. Ludzie demonstrują w Warszawie: "Wodzu prowadź nas na Litwę!" Mojego ojca przyjaciel z Warszawy odwiedza nas w Biernatkach. Mówi: - „ Jesteśmy finansowo prawie że zbankrutowani. Na co nam kompletny bankrut jak Litwa?”

   Co myśli nasz rząd o Hitlerze? Piłsudski słusznie widzi groźbę Hitlera na wschód i na zachód. Hitler łamie zobowiązania Versalu. Marszałek proponuje grożenie Hitlerowi wojną prewencyjną. Po odmowie Zachodu, Piłsudski zawiera pakt o nieagresji z Niemcami. Goering jest zaproszony na polowanie na żubry w Białowieży.

   Zaczynam rozumieć problem ukraiński. Kolega szkolny wyciąga z kieszeni niebiesko-żółtą wstążkę: - „ My mamy prawo do wolnej Ukrainy! Najpierw trzeba wypędzić Rosjan, potem pomyślimy o Polsce i Rumunii. Niemcy nam pomogą”.
Jestem zaskoczony. Żeby im pomóc, muszą przejść przez Polskę. Ale trzeba pamiętać, że było to zaraz po zagłodzeniu na śmierć około 6 milionów Ukraińców przez Stalina. Oni by się wtedy z Lucyperem sprzymierzyli, a główne hitlerowskie zbrodnie nastąpiły znacznie później.

   Do tej pory nie wiem, dlaczego polskie gazety nie podkreślały tego mordu Stalina. Pamiętam tylko niewielkie artykuły. Może wszyscy wiedzieli, co oczekiwać od Stalina. Liga Narodów nie zajmowała się wewnętrznymi sprawami państw, ZSSR nie był nawet czlonkiem.

   Rząd Polski zaczyna do pewnego stopnia małpować Niemców. Nasze Junackie Hufce Pracy są kopią Arbeitsdienstu. Bereza Kartuska to nie Dachau ale przed wojną Dachau mogło być podobne do Berezy. Ludzie lądują w Berezie, ponieważ „niektórych przestępstw nie można udowodnić w sądzie”. Nie wiem jakie przestępstwa zarzucano Witoldowi Witosowi, wodzowi socjalistycznej opozycji i patriocie.

   Wojna domowa w Hiszpanii - faszyści walczą głównie z lewicą. W naszej prasie i w szkole jest pewne poparcie dla gen. Franco. Kościół też go popiera. Trudno sie dziwić, strona rządowa jest popierana przez Stalina i komunistów z całego świata.

   Hitler grozi Czechosłowacji. Jesteśmy podnieceni w szkole. Czesi nie mają prawa do Zaolzia, skrawku kraju z polską większością. Zapisuję się do Legii Zaolziańskiej. Moi rodzice są mniej entuzjastyczni. Ciekawe, że wiele lat później amerykański psycholog mówi mi, że mam nastawienie „zawodowego ochotnika”. A nic mu przedtem o mojej przeszłości nie powiedziałem!
Zanim zdążyliśmy się zorganizować, Hitler zajmuje Sudety. O tej samej godzinie polskie i węgierskie wojsko wkracza do Zaolzia i Rusi Zakarpackiej.

   Nastepnego dnia Julek, Maja, ich przyjaciele Suscy i ja wyjeżdżamy nowym Chevroletem Suskich na Zaolzie. Przejeżdżamy byłą granicę. Widzimy wojsko, zakamuflowane lotnisko, czołgi - pięknie! Mówią nam, że niemiecki pancerny pociąg wjechał do Zaolzia. Pepance otworzyły ogień i tylko osie pozostały. Nie wiem ile podobnych historyjek usłyszymy trochę później.
Wracając, jedziemy nocą i wszyscy jesteśmy zmęczeni. W końcu pozwalają mi prowadzić ten wspaniały samochód. Jestem tak zmęczony, że drzewa wyglądają jak wieże kościołów a samochód nie chce iść w prostej linii..... Jednak docieram do Kalisza bez przypadków.

   Teraz Hitler chce zagarnąć Gdańsk. Stare polskie miasto, kiedyś hanzatyckie, gdzie jednak większość ludności jast obecnie niemiecka. Gorzej, chce exterytorialną autostradę, która by utrudniła Polsce połączenie z polskim wybrzeżem bałtyckim. Gen. Rydz Śmigły: - „Nie oddamy nawet guzika od sukni”...... Teraz wiemy, gdzie stoimy.

   Polska ma przymusową służbę wojskową i 300.000-ną armię pokojową. Uczniowie licealni należą do Pzysposobienia Wojskowego. Ja jadę do obozu w Jastrzębiej Górze, nad morzem. Po maturze jestem powołany do Junackich Hufców Pracy (JHP). Gdyby nie wojna, poszedłbym na rok do podchorążówki a potem rozpoczął studia.

   Latem 1939 jestem powołany do JHP koło Baronowicz, niedaleko od sowieckiej granicy. Jesteśmy mieszaniną maturzystów i chłopaków, którzy coś przeskrobali i służba ma im ułatwić powrót do normalnego społeczeństwa.
Wstajemy o 4-tej rano, pracujemy budując bunkry obronne do 14-tej. Po posiłku musztra wojskowa. Wieczorem padamy zmęczeni w namiotach. Nie wiem, czy nasz rząd przygotowywał się do wojny na dwa fronty ale później Hitler, sprzymierzając się ze Stalinem właśnie to spowodował.
Po raz pierwszy spotykam się z europejskimi problemami etnicznymi. W płn.-wsch. Polsce tylko górna warstwa społeczeństwa jest polska, większość białoruska. Gdy maszerujemy przez wioskę, nikt się nie pokazuje.
Jednego wieczoru w karczmie nasi biją się z Białorusami. Nasz sekcyjny woła, żeby iść do karczmy i pokazać Białorusom, kto tu rządzi. Rezygnuję z tej okazji. Niektóre okna są rozbite, niektóre pierzyny rozprute.

   Gleba na tym polodowcowym terenie jest mizerna, piaskowata, nie tak jak żyzna ziemia kaliska. Lato jest gorące, wiele lasu, głównie sosna i brzoza, pali się łatwo. Walczymy z ogniem kopiąc rowy.
Jesteśmy zupełnie wyczerpani. Czuję sie okropnie ale widzę, że można to jednak przeżyć.
Czy psujemy naszych młodych ludzi?

   Julek jest wezwany do chorego dziecka u Lipskich, koło Ostrowa. Lipskiego brat jest ambasadorem w Berlinie. Ambasador jest u brata i rozmawiają o możliwości wojny.
Wieczorem jest kilku kaliskich lekarzy u Julka. On powtarza, co mówił ambasador: - „Julku, jak możesz szeżyć taki defityzm!”

   Julek jest powołany do wojska. Ojciec i ja żegnamy się z nim na zakurzonej szosie, odjeżdża na wschód do swojej jednostki. Krzyczy do ojca: - „Zamówię ci pokój w Monopolu!” (Monopol był najlepszym hotelem w przedwojennym, niemieckim Wrocławiu). Maja z Ewą już wyjechały do Tomaszowa Mazowieckiego, do Maurycego.

   Nie łatwo jest dostać się do lepszych polskich szkół wyższych. Jadę koleją do Warszaway na kurs przygotowawczy do egzaminu wstępnego na Politechnikę Warszawską. Pociąg pełny żołnierzy i rezerwistów, wszyscy mówią o wojnie. A ja sobie jadę do szkoły, jakby nigdy nic.

   Następnego poranka rychło się budzę. Bitwy powietrzne nad lotniskami. Miasta jeszcze nie bombardują. Ludzie na dachach obserwują walki. Udaje mi się wsiąść do autobusu do Tomaszowa, do Marycego. Maja z Ewą już tam są. Moryc jest lekarzem miejskim, potrzebuje kierowcę karetki pogotowia, pierwsze bombardowania się zaczynają, zgłaszam się jako ochotnik.


  początek strony





Dzieje po 1.9.1939.

Maurycy wkręcił mnie do LOPP (Liga Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwgazowej). Miałem prawo jazdy, więc jeździłem karetką pogotowia podczas nalotów, moje perwsze spotkanie z wojną.
Gdy się Niemcy zbliżyli, Maurycy pozostał w Tomaszowie jako szef LOPP, a mnie wysłał swoim samochodem z Mają i córeczką do Warszawy. Jakoś dojechalismy do stolicy. Wkrótce Maurycy był ewakuowany i znalazł nas w piwnicy jakiejś szkoły. Niemcy zbliżali się z kilku kierunków. Droga na południowy wschód byla jeszcze otwarta, więc zdecydowaliśmy z Maurycym jechać jego Oplem do Rumunii aby kontynuować walkę. Niestety, mieliśmy tylko kilka litrów mieszanki benzyny z naftą i alkoholem. Porzuciliśmy samochód i na pieszo wróciliśmy do Warszawy. Kopaliśmy rowy przeciwczołgowe gdy powiedziano nam, źe istnieje możliwość zapisania się do wojska. Wtedy już zaczęto przyjmować 18-letnich. O 11-tej w nocy zapisaliśmy się do 3-ciej kompanii, nie pamiętam jakiej jednostki piechoty. Nie tracąc czasu, wymaszerowaliśmy na front, bo Maurycy był ułanem w wojnie 1921 r., a ja miałem ukończone 2 lata Przysposobienia Wojskowego. Maurycy nie przyznał się, że był lekarzem. Wiele oddziałów miało ten sam rozkaz, więc Luftwaffe kursowało wzdłuż tej szosy i dopiero następnej nocy byliśmy w zasięgu artylerii pod Garwolinem.
Pod naciskiem niemiekiego uderzenia dowództwo zadecydowało, że z braku wyposażenia nasza kompania ma powrócić do Warszawy, „każdy na własną rękę”, żeby być mniejszym celem dla samolotów.
W Warszawie Maurycy poszedł do szpitala wojskowego a ja z kolegą zameldowałem się jako łącznik. Mój kolega dobrze znał Warszawę, tak że działaliśmy także w nocy. Po różnych przygodach, jak wzięcie do niewoli i ucieczka przez dziurę w ścianie, dobrnąłem do Biernatek.


Dumny ze swoich, zresztą nie bardzo skutecznych działań wojennych, zostałem powitany przez 15-letniego brata Andrzeja ze słowami „ja już patriotą nie będę”. Myślałem, że chłopak zwariował. Opowiedział mi, że nasz 65-letni ojciec był na początku wojny podejrzany o niemieckość i został uwięziony w obozie w Kobryniu na wschodnich kresach. Uderzenie kolbą karabinową strażnika nadwyrężyło mu oko, tak że spał z jednym okiem otwartym. Andrzej i matka uciekali przed Niemcami furmanką i pod Kołem spotkali Danka, który tam był ze swoją baterią.
Ojciec się jednak nie zapisał na listę Volksdeutschów, którzy mieli prawa obywateli niemiekich. Włączono nas do kategorii znanej na terenach włączonych do Rzeszy jako „Eingedeutsch”, grupa 3 lub 4. Chyba wszyscy bracia Deutschman i ich rodziny mieli takie papiery. Takich ludzi musiało być kilka milionów na Pomorzu, Śląsku i Wielkopolsce. Olbrzymia ich większość była czysto polskiego pochodzenia i nie znała niemieckiego. Nie mieli oni prawa posiadania większych objektów ani innych praw obywatelskich ale zwykle nie wyrzucano ich z mieszkań i nie wywożono. Chociaż stryj Armand był wyrzucony z Sieroszewic i mieszkał w Biernatkach do końca wojny.
Maja z Ewą wróciła do Kalisza, Niemcy wyrzucili ją, więc mieszkała u nas. Zdaje się, że w 1940 r. wyjechały do Częstochowy, do Lilki.
Maurycy wrócił do swojego mieszkania w Tomaszowie. W 1940 r. został wysłany do Rewensbruku i innych obozów (o ile wiem, nie był w Oświęcimiu) i cudem przeżył wojnę. Odwiedził nas w Kanadzie.
Irena była ewakuowana z Poznania do Lwowa, podczas niemieckiego nalotu jej koleżanka, pani Lessińska została zabita. Ireny mąż Staś (ppłk. lekarz) zginął pod Kutnem. Ppłk. Lessiński był wzięty do niewoli do Niemiec. Przez całą wojnę Irena opiekowała się ich dwojgiem dzieci. Po powrocie z niewoli ppłk. L. ożenił się z Ireną ale po kilku latach zmarł.
Zgodnie z „przepisami o własności Polaków i Żydów” władze niemieckie oznajmiły, że majątki i spalona fabryka ojca zostały przejęte przez państwo. Niemieccy zarządcy (Treuhaenderzy) objęli najpierw Rososzycę, potem Biernatki.
Mieliśmy jednak wielki ogród warzywny i stąd żywność. Matka dostarczała regularnie żywność na „polskie cele” w Kaliszu, np. do p. Gałczyńskiej. Ojciec ukrywał ludzi przed aresztowaniem. Dobrze pamiętam Radońskiego z Żelazkowa. Chował się u nas, potem przebraliśmy go w ojca płaszcz i czapkę, wyjechał ojca jednokonną bryczką i dotarł do „gubernatorstwa” uciekając przed Gestapo.

Bracia Armand, Paweł i Teodor byli aresztowani przez Gestapo. Szanse na zwolnienie z takiego aresztu były minimalne. Jednak, po trzech dniach całą trójkę jakimś cudem uwolniono...
Pracowałem jako laborant w garbarni Juliusza Sowadzkiego (też przejętej przez Niemców). Laboratorium prowadził „Napoleonek”, były profesor gimnazium żeńskiego „Jagielonek”. Utwierdził mnie w moim zainteresowaniu do chemii...

W 1942 r. Niemcy ponieśli wielkie straty w Rosji. Uderzył nas grom z jasnego nieba - rozpoczęto rejestrować młodych ludzi w naszej kategorii na służbę wojskową. Perfidia - odebranie własności jako „żydowsko-polskiej” a z drugiej strony przymusowa służba w Wehrmachcie.
Dywizja „Waffen SS Galizien” była zorganizowana na Ukrainie dla ukraińskich ochotników, chyba na tych samych zasadach co szereg innych takich dywizii SS z krajów okupowanych.
Natomiast mój brat Andrzej znalazł się w Wehrmachcie. Mam za złe rodzicom, że go jakoś nie chronili. Zginął w 1944 r. na rosyjskim froncie. Pamiętam list Pomarzaka, jego kolegi:..” Wasz syn nie bardzo się męczył.....”

Inaczej było ze mną. Dr. Cegłowski (też był w naszej kategorii):
1. Zranił mi nogę i zakaził ropą od chorego pacjenta.
2. Dał mi pigułki wywołujące żółtaczkę.
3. Dał mi strzykawkę i środek znieczulający, żebym się mógł zranić na froncie.
Bożenia mówi, że zrobił to także dla wielu innych ludzi. W moich oczach on i pani, która mu pomagała, są bohaterami. Po wojnie, w Kaliszu nie znalazłem śladu po Cegiełce (jak go Julek Gruner nazywał).

Udało mi się uniknąć frontu przez około roku. W 1944 r. znalazłem się w obozie, skąd wysyłano na front rosyjski. Nade mną spał jakiś alzacki Volksdeutsch. Wyłamał sobie ząb, żeby nie jechać. Powiedział mi, źe Niemcy przestali wysyłać na wschodni front ludzi jak my, nie mających niemieckiego obywatelstwa.
Zameldowałem w kancelarii, że nie mam obywatelstwa. Kapitan wyrzucił mnie za drzwi  jako tchórza, ale... za trzy dni zostałem przeniesiony do obozu na wyjazd do Włoch.
Niemcy właściwie nie wiedzieli co z nami robić. Duża większość nie znała niemieckiego, więc stworzono dla nas specjalne oddziały, gdzie tłumaczono wiele rzeczy na polski. Było wolno pisać do domu po polsku ale tylko w zaklejonych listach. Później pomieszano nas z Niemcami. Przypuszczam, że z powodu dezercji w 1944r. Wehrmacht przestała wysyłki na front wschodni tych, którzy nie byli niemieckimi obywatelami. Więc znowu stworzono obozy gdzie się mówiło po polsku, np. w Belgii. Stąd wysyłano na fronty zachodnie.

We Włoszech 2-gi Korpus Polski w 8-mej Armii Brytyjskiej miał poważne straty i Brytyjczycy proponowali skasowanie jednej dywizji piechoty. Gen Anders powiedział....” wy dostajecie zasiłki z tyłów, a my sobie weźmiemy z przodu!...”. Zamiast się kurczyć, Korpus rozszerzyl się, gdy stworzono 2 Dyw.Panc.
Polska Armia pod Brytyjską komendą wzrosła do 200.000 ludzi, w tym 80.000 z Wehrmachtu.
Na froncie włoskim pięciu nas schowało się w jaskini, czekając na Amerykanów. Jednak Niemcy odbili atak i zajęli jaskinię. Kilka dni chowaliśmy się w szczelinie w głębi jaskini wapniowej. Słyszeliśmy rozmowy Niemców.
Amerykanie przesłali nas do Brytyjczyków a oni do 2-go Korpusu. Po przeszkoleniu jako radiotelegrafista, odesłany zostałem do 2-go Szwadronu Łączności 2-giej Dyw.Panc. W ostatnim działaniu wojennym pod Bolonią szwadron miał dwóch zabitych - oboje na motocyklach...

Po wojnie 2-gi Korpus wysłał nas na studia do Politechniki Turyńskiej, gdzie ukończyłem pierwszy rok inżynierii chemicznej. Po demobilizacji w Anglii ukończyłem studia i otrzymałem dyplom chemii z Uniwersytetu Londyńskiego.
Po ożenieniu się z Jean z domu Tonge i narodzeniu córki Iwony, przenieśliśmy się do Kanady. Tam urodzili się Paweł i Antoni. Prawie całe życie pracowałem w firmie Alcan, najpierw jako chemik analityczny, prowadząc laboratoria w Kanadzie, Afryce i Anglii, potem jako doradca techniczny w zakresie produkcji tlenku glinu i ochrony środowiska w Kanadzie, USA i za granicą.




Kilka słów o moim ojcu: Wiem, źe opuścił gimnazium przed maturą aby pomóc matce po śmierci jej męża. Dochody z garbarni i młynu musiały być wielkie, bo kupił wiele ziemi, jednak był zadłużony.
O ile pamiętam, na początku, gdy miał tylko Biernatki, zachowywał się dobrze. Wybudował szkołę dla małych dzieci pracowników, zatrudnił nauczycielkę, dostarczał elektryczność do domów pracowników, chyba nikt w kaliskim tego nie robił.
Kryzys gospodarczy go zaskoczył. Rozpoczęły się kłótnie rodzinne, nie tylko z jego braćmi, nawet doszło do sprawy honorowej pomiędzy Julkiem G. i Kaziem Rydygierem (oboje byli oficerami i lekarzami i oboje zginęli w Katyniu). Ojciec zalegał z płacą dla pracowników, w owych czasach głodową. Jako uczeń licealny widziałem pewne zalety socjalizmu, wstydziłem się samochodu wobec kolegów i naszych pracowników. Do tej pory nie znoszę skrajnego kapitalizmu i głosujemy wszyscy na partię środka, tu w Kanadzie na liberałów.

Janusz  Deutschman



początek strony